czwartek, 18 grudnia 2014

7.


"Wtedy to Darcy się uśmiechała."

           24 grudnia
       Kilka dni temu Londyn przykryła gruba warstwa śniegu, wzbudzając zachwyt wśród jego mieszkańców. To sprawiło, że święta mogły stać się jeszcze bardziej magiczne. Ulice zapełniały tłumy radosnych ludzi, uśmiechających się do siebie i składających sobie życzenia. Nikt się nie kłócił, nikt na nikogo nie krzyczał. Nie było czasu na złość czy smutek. Nawet na twarzy Darcy czasami pojawiał się lekki uśmiech.
      To był pierwszy raz odkąd pojawiła się w Londynie, kiedy sama, bez niczyjego przymusu, wyszła z domu.
      Darcy naprawdę nienawidziła cmentarzy. Kiedy jej mama umarła, ojciec dziewczyny jeździł tam codziennie, nie pozwalając jej zostać w domu, i płakał nad grobem. Cmentarze kojarzyły się Darcy ze łzami i smutkiem. I przypominały o osobach, które wciąż powinny chodzić po Ziemi.
„Eleanor Calder
16.07.1992 – 30.08.2012r.
Dla świata byłaś cząstką
dla nas całym światem”.
       Po policzkach Darcy spłynęła łza. Jedna, samotna łza. Nie chciała płakać. Eleanor tego nie lubiła, gdy Darcy płakała, stawała nad nią, karciła wzrokiem i mówiła, że jeżeli dalej będzie to robić, to nigdy więcej się nie niej nie odezwie, bo w życiu nie ma miejsca na smutek. Darcy wtedy wywracała oczami i przeklinała w myślach to, że El potrafi być tak dobrą osobą. Teraz oddałaby wszystko, żeby chociaż przypomnieć sobie jej głos.


Zmarłe dzieci są jak kwitnące kwiaty zer­wa­ne w og­rodzie. Bóg wyb­rał je, aby zdo­biły niebiosa.

       - To takie niesprawiedliwe, El. Chciałabym żeby to wszystko okazało się tylko snem, wiesz? Gdybym mogła, zrobiłabym wszystko, żeby przywrócić ci życie – szepnęła, pozwalając następnym łzom spłynąć po jej zaróżowionych policzkach. – Przepraszam cię, tak strasznie cię przepraszam, Eleanor. To wszystko… to moja wina. To wszystko moja wina.
       - Nie powinnaś być teraz sama, Darcy.
       - A Eleanor powinna być teraz z nami, Lou. Nie wszystko zawsze jest takie, jak byśmy chcieli, żeby było – nie zdziwiła się, kiedy usłyszała Louisa, ostatnimi dniami chłopak rzadko bywał w domu, a kiedy Darcy przyjechała na cmentarz i zobaczyła sprzątnięty, zadbany grób kuzynki, zrozumiała, że to tu chłopak spędzał swój czas. – To już dwa lata, Louis. Ja już nawet… już nie pamiętam, jak brzmiał jej głos. Ja… chciałabym, żeby tu była – nie próbowała ukryć łez. Wiedziała, że to nie ma sensu. Louis wiedział, jak Darcy się czuła. Rozumiał ją.
       - Pamiętasz, jak na początku twojego pobytu próbowaliśmy przekonać cię, żebyś chciała z nami zostać? – zapytał, na co Darcy kiwnęła głową. – Dzień wcześniej każdy z nas chciał cię wyrzucić, wiesz? Nie chodziło tylko o wasze kłótnie z Harrym, ale też o twoje nastawienie do pobytu w Londynie. W sumie to trochę się baliśmy, że rozniesiesz nasz dom – zaśmiał się. – Eleanor opowiedziała nam wtedy o tobie. O tym, co przeszłaś, o tym jak umarła twoja mama, o twoim ojcu. Powiedziała, że w głębi serca jesteś dobrą dziewczyną, jej najlepszą przyjaciółką i nie wyobraża sobie życia bez ciebie. Mówiła, że jeżeli cię wyrzucimy, to ona też odejdzie. Pamiętasz, kiedy próbowałaś wymknąć się z domu, ale Harry cię przyłapał? – zapytał, uśmiechając się lekko i ocierając łzy z twarzy, a Darcy potwierdziła. – Powiedziała, że od tej pory będziemy spać na zmianę, żeby nie pozwolić ci nas opuścić. Na początku nie chcieliśmy się zgodzić, wszyscy uważaliśmy, że to głupie, ale kiedy ona nie chciała odpuścić i nie spała dwie noce pod rząd, ciągle pilnując cholernych drzwi, zrozumieliśmy, że naprawdę jej na tobie zależy. Eleanor nigdy nie chciała, żeby osoby dla niej ważne były smutne i uszczęśliwisz ją, jeżeli przestaniesz obwiniać się o jej śmierć, Darcy – uśmiechnął się do niej, spojrzał na grób i podał jej rękę, wstając z ławki. Darcy w głębi ducha przyznała mu rację.


Deszcz to łzy zmarłych, tęskniących za bliskimi.


        2 stycznia.
       Święta minęły zdecydowanie zbyt szybko i intensywnie. To było zupełnie tak, jakby mieli się już nigdy nie zobaczyć. Wszystko robili razem; wychodzili, sprzątali, czasami nawet spali w tym samym pokoju, ale tylko wtedy, kiedy wszyscy  byli tak zmęczeni, że nie mieli siły na przejście zaledwie kilku metrów i położenie się we własnym łóżku. Chłopcom wydawało się to nie przeszkadzać, ale Darcy nie do końca wiedziała, czy to lubi.
       Nie chodziło o to, że miała dość przebywania z nimi, nie. To po prostu nowe dla niej, bo jeszcze nigdy nie była z nikim tak blisko. To bardzo intensywne uczucie, zdawało się, że czasami napiera na Darcy tak bardzo, że aż zapiera jej dech w piersiach.
       Darcy tej nocy nie wytrzymała. Obudziła się o trzeciej nad ranem i nie potrafiła już zasnąć, bo Liam chrapał jej nad uchem i było jej cholernie gorąco. Poddała się po jakiś piętnastu minutach, stwierdzając, że to nie ma sensu, wstała z łóżka i zeszła do kuchni, chcąc napić się czegoś zimnego.
       - Nie powinnaś pić soku prosto z lodówki, Darcy, jeszcze się przeziębisz – powinna się przyzwyczaić do tego, że w tym domu nie można mieć nawet chwili samotności i do tego, że za każdym razem przeżywa mini-zawał, bo jej współlokatorzy to pieprzeni ninja i nie potrafią chodzić głośno. – Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.

Są ta­cy, co nie pot­rze­bują no­cy. Ciem­ność pro­mieniuje z nich. ~Stanisław Jerzy Lec

       - Dlaczego nie śpisz, Harry?
     - Słyszałem jak wychodziłaś z pokoju i chciałem sprawdzić czy coś się stało – odpowiedział, uciekając wzrokiem na ścianę za dziewczyną.
       - Harry, jesteś najgorszym kłamcą na świecie. Niczego się nie nauczyłeś mieszkając ze mną?
       - Po prostu martwię się o – westchnął. – Martwię się o Taylor, m-my byliśmy razem przed twoim przyjazdem i… - zająkał się. – Zerwaliśmy, ale ona nie odpisuje na moje smsy, nie odbiera moich telefonów, ciągle włącza się poczta głosowa. Byłem…- pukałem nawet do jej drzwi, ale nie otwiera. Wiem, że to już koniec, ale ona nigdy taka nie była, wiesz? Odebrałaby nawet po to, żeby uświadomić mi to, co straciłem – westchnął, chowając twarz w dłonie. – Jak żałosne to jest? – zapytał, ale Darcy nie odpowiedziała.
       Krew natychmiast odpłynęła z twarzy dziewczyny, dłonie stały się zimne i zaczęły drżeć, jak zawsze, kiedy się stresowała. Cofnęła się do wydarzeń sprzed miesiąca i zobaczyła uśmiechniętą, zadowoloną twarz dziewczyny, stojącą obok Jake’a, kopiącego Zayna. Widziała satysfakcję na jej twarzy, kiedy podchodziła do niej, próbującej zatamować krwawienia na twarzy Zayna, pamiętała ją mówiącą, żeby teraz się nim nacieszyła, bo może nie mieć więcej takiej okazji.
       Zobaczyła też siebie z Zaynem uwieszonym na jej ramieniu, uciekających do wyjścia i mijających Taylor z pistoletem przyciśniętym do głowy.
       Wtedy to Darcy się uśmiechała.


Ucie­czka przed walką jest czymś naj­gor­szym, co może się nam przyt­ra­fić. Jest o wiele gor­sza od przeg­ra­nej, po­nieważ klęska zaw­sze może stać się dla nas źródłem doświad­cze­nia i nauką, a ucie­czka da­je nam tyl­ko jedną możli­wość: głosić zwy­cięstwo nasze­go wroga. ~Paulo Coelho

       - Nic nie wiesz, Harry, prawda? – zapytała, a na czole bruneta pojawiła się zmarszczka.
       - Nie wiem o czym?
       - Twoja dziewczyna… - jak miała mu o tym powiedzieć? – Twoja dziewczyna…
       - Darcy, proszę cię, powiedz mi co wiesz.
       - Twoja dziewczyna nie żyje, Harry – powiedziała przez zaciśnięte zęby i spojrzała na chłopaka. Jeśli miałaby być szczera, to w jednej chwili miała wrażenie, że Styles jej nie uwierzył i zaraz zacznie się śmiać, ale nic takiego się nie miało miejsca.
       - Jak to się stało? – to były jedyne słowa, które opuściły jego usta, a Darcy oniemiała.
       - Zabił ją jeden z ludzi Kyle’a, kiedy ja wynosiłam Zayna z piwnicy Jake’a – odpowiedziała tonem, którego używała, kiedy rozmawiała z ludźmi o pogodzie. Cóż, zazwyczaj tego nie robiła, ale starała się tak brzmieć.
       - Cóż, to musiało się stać, prędzej czy później.
       - Wiedziałeś o wszystkim? Wiedziałeś o wszystkim i nie zrobiłeś nic, nie kiwnąłeś nawet palcem, żeby nam pomóc! Skazałeś na śmierć swojego przyjaciela! Ty…
       - Zostawiłaś mnie, do cholery! A Taylor była wtedy ze mną i to po prostu się stało, nie rozumiesz?


A kiedy ona cię kochać przes­ta­nie, zo­baczysz noc w środ­ku dnia, czar­ne niebo za­miast gwiazd ~Edward Stachura

       - Zostawiłam cię, bo cię kochałam, do chuja pana! Wyjechałam, bo chciałam cię chronić!
       - Przyszła do mnie i powiedziała mi o wszystkim – kończył, zupełnie tak, jakby nie słyszał tego, co powiedziała dziewczyna. – Mówiła, że pracuje dla Jake’a, że była ze mną tylko dlatego, żeby cię poznać, ale potem się zakochała. Kochała mnie, wiesz? A ja byłem tak beznadziejnie zakochany w tobie, że odrzucałem jej miłość. Po twoim wyjeździe przyszła i powiedziała, że pomoże mi w zabójstwie Jake’a, jeżeli zgodzę się traktować ją tak, jakbym ją kochał. A ja się zgodziłem. Przez dwa pierdolone lata czekaliśmy na ciebie, na to, aż tutaj wrócisz – a wiedziałem, że wrócisz, zawsze wracasz, Darcy.
       - Nie obchodzi mnie twoja historia, Styles! Naraziłeś Zayna na śmierć, ty kutasie! Jesteś takim egoistą! Nie pomyślałeś co by było, gdyby Kyle się wtedy nie zjawił?! I ja, i Zayn bylibyśmy martwi, zakopani w jakimś rowie! Ty pierdolony…
       - Nie rozumiesz, że to ja wezwałem Kyle’a i jego ludzi?! Chciałem, żeby Jake zginął, chciałem pomścić Eleanor. Chciałem, żeby odpokutował za wszystkie krzywdy, które kiedykolwiek wyrządził tobie i twojej rodzinie!
       - To nie ty wyznaczasz kary ludziom, Styles – syknęła, a krew w jej żyłach wrzała. Na początku była wściekła, ale potem ta wściekłość przemieniła się w coś, czego jeszcze nigdy nie czuła. Zawiodła się na nim. Harry kurewsko ją zawiódł, a ona nie wiedziała, jak ma sobie z tym poradzić. Była pewna tylko jednej rzeczy. Teraz nie wyjedzie, nie zostawi tego wszystkiego.
       On i Harry muszą walczyć o swoją miłość.


Często wiara by­wa niezłom­na, po­par­ta szczerą miłością otu­lona wspom­nieniami, pcha nas do wal­ki o rzeczy te ważne i ważniej­sze...
* jak głupiec, który ślepo kocha

***
Wesołych świąt słoneczka!